środa, 28 kwietnia 2010

70. Bezsennie

biała kartka papieru
milion nieuporządkowanych myśli
koniec kwietnia
kwitnące kasztany
gwiazdy na bezchmurnym niebie
melisa z pomarańczą
ukojenie i odpoczynek
huk ulicy
ciche bicie serca
yann tiersen i pianino na dobranoc
bezsenne noce
sny o przyszłości
*
Piszę! Piszę! W końcu piszę! Trudno, że właśnie teraz, ale piszę! Dlatego wracam, by to pisanie nie minęło, bo nie wiadomo, kiedy taka okazja może się znów trafić. A noc zawsze można odespać. Zawsze w końcu odsypiam. W dodatku tak niewiele mi tych nocnych poświęceń w szkole średniej zostało. 
Bonne nuit!


Miłość to dawanie tego, czego się nie ma, komuś, kto tego nie chce

wtorek, 27 kwietnia 2010

69. Histeryczni.

Wiadomo co oznacza kwitnięcie tego kasztanowca.

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że cały świat potrzebuje psychologa.

Na koniec rodzinne zdjęcie histerycznego profilu hg2.
*
dziś, wracając poczułam zapach deszczu, który nie opadł jeszcze
poczułam, jak wypełnia mnie tęsknota tak wielka, że prawie nie mogłam oddychać.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

68. Hura, hura za tydzień matura!

Co za cudowne uczucie! Nie mieć zobowiązań wobec szkoły. Nie mieć na karku ani jednego sprawdzianu, zaliczeń, prac, odpowiedzi, kartkówek. Teraz możemy przyjść z własnej woli, żeby indywidualnie poćwiczyć, zapytać, posłuchać, a nauczyciele z całego serca jeszcze chcą nam pomóc. Może ten obrazek szkoły zapamiętam najlepiej. I nawet ten kredyt zaufania od pani z polskiego... Może jeszcze bardziej pozwoli mi umocnić swoją wiarę w siebie i wykorzystać wszystkie pokłady i możliwości umysłu w czasie pisania matur. 
Ciekawy obrazek z dzisiejszej historii: dwie osoby na lekcji, pani rozdaje arkusze maturalne, a reakcja mojego organizmu na to wydarzenie jest wręcz podręcznikowa: krwotok z nosa. Nie polecam 17 maja! Po kilku minutach pani przybiega ratować mnie w szkolnej łazience. Na szczęście przeszło. I mogłyśmy kontynuować :)
To już za tydzień. A ja dziwnie nie panikuję. Przecież doświadczałam już w latach swojej edukacji sytuacji stresowych, najbardziej pomagała mi w tym muzyczna. Oczywiście adrenalina rośnie i oby nie przestawała, bo przecież jest dobrym czynnikiem mobilizującym, ale myślę, że uda mi się zachować granicę. 
Od wczoraj ze swoim najmłodszym rodzeństwem słucham przeboju maturzystów. Piosenką robi furorę. Mała Potomka wygina śmiało ciało, a w śpiewaniu pomaga jej Król Karol. 
Do posłuchania: 

A ja w ramach odstresowania bądź innej metody nauki skaczę i zostawiam stres obok siebie





czwartek, 22 kwietnia 2010

67. i tak taki jest się jaki jest

Obserwujemy i zarazem sami przeżywamy syndrom przedmaturalny. Że tak mało czasu już zostało, że coraz mniej wiem. Tyle można by się jeszcze nauczyć, gdyby tak matura była za dwa miesiące. Nie, nie.. Dobrze, że to koniec. Im szybciej napiszemy tym lepiej. A rok szkolny kończę jak zwykle z poczuciem niesprawiedliwości na świecie. I to z jakim przedmiotem?! Z religią... Bo to nic, że się starasz, ramy liczbowe są niezmienne. Zabrakło 0,2% Dobrze, że nie mniej... Taki już mi zawsze towarzyszy przerost ambicji nad możliwościami. Ale to chyba dobrze, bo może kiedyś dojdę do czegoś wielkiego i satysfakcjonującego również dla mnie. 
Dzisiaj pani od polskiego zadedykowała wiersz Mirona Białoszewskiego wszystkim owładniętym syndromem przedmaturalnym:


jestem sobie
jestem głupi
co mam robić
a co mam robić
jak nie wiedzieć
a co ja wiem
co ja jestem
wiem że jestem
taki jak jestem
może niegłupi
ale to może tylko dlatego że wiem
że każdy dla siebie jest najważniejszy
bo jak się na siebie nie godzi
to i tak taki jest się jaki jest

środa, 21 kwietnia 2010

66. Ostatnie razy.

Nastał dziwny, a zarazem charakterystyczny czas. Czas "ostatnich razów". Czas ostatniej matematyki, ostatniej geografii, ostatniej historii, ostatniego angielskiego, ostatniego francuskiego, ostatniego polskiego, ostatniej religii, ostatniego dzwonka. Na podsumowanie będzie chwila w przyszłym tygodniu. Teraz jeszcze korzystam z tych kilku dni jakie nam zostały. To czas tylu kontrastów w głowie i sercu. Z jednej strony chciałabym jak najszybciej stąd uciec, zostawić tą szkołę, bo momentami mam jej dosyć. Ale kiedy w tak szybkim momencie zbliżamy się do mety, szkoda mi jest tych ludzi, tych murów. Już za niektórymi tęsknię. To staje się niewyobrażalne, że ramy szkolne się skończą. Struktury będą zupełnie inne. Zmieni się środowisko. Zacznie się prawdziwe życie. 
A na maturę mam sposób. Zresztą, jak powiedział jeden z najlepszych nauczycieli dwunastki: napiszemy polski, a reszta jakoś pójdzie. To oczywiste. I jakoś z tym pozytywnym myśleniem chciałabym zostać do końca. W końcu po tym czeka mnie jeszcze większa przygoda.
 Na koniec kilka obrazków z ostatnich dni:

Efekty pyłu wulkanicznego w atmosferze powodują ciekawe zachody słońca. Chociaż tyle dobrego z jego strony.
szczęśliwe maturzystki na Jasnej Górze
-Co Mała Potomka twierdzi o maturze? 
- A cio to je?
Mała Potomka= Duży Rozweselacz!

piątek, 9 kwietnia 2010

65. skrzydlata.

Przychodzi dziwny czas. Czas coraz poważniejszych wyzwań. Coraz dłuższych rozstań. Coraz większej odpowiedzialności. Jak sobie z tym radzić? Jak się tego nauczyć? Czy w ogóle da się? Już dawno nie ma małej Agatki, która ze skrzydłami motyla lata po łące wydając dziwne odgłosy i oglądając niebo. Jest inna. Ale czasami mam wrażenie, że te skrzydełka gdzieś zostały, a odgłosy cichutko dają znać z głębi serca, tylko niebo już bardziej zachmurzone i wzrok musi patrzeć w innym kierunku. I dylematy zasadniczo poważniejsze. 



Odwraca się do mnie z uśmiechem. Jak on się ładnie uśmiecha: prosto w moje serce.
— William Wharton


czwartek, 8 kwietnia 2010

64. Miesiąc.niecały

Ktoś mnie pyta, co maturzysta robi miesiąc przed maturą. Prowokacja- myślę, ale w gruncie rzeczy łatwo pytać i mówić o tym osobom, które już są dawno po i to na innych zasadach. Ale właściwie ogarnia mnie dziwny spokój. Chociaż nie powinien, ale już dobrze, niech ten spokój sobie jest. I co robi? Gęsią skórkę tylko wtedy kiedy spoglądam jednym okiem na tę grubą księgę, którą zwą Vademecum- MATURA 2010- HISTORIA. A tak po za tym, to tylko powieka nerwowo mruga na wspomnienie o reszcie. Niebezpieczny jest ten stan. Oj melisa z dnia na dzień, będzie musiała być podawana w równomiernych dawkach. Można sobie wyobrazić jak we wnętrzu wulkanu zwiększa się stopniowo temperatura i ciśnienie, nie dając żadnych oznak na zewnątrz. A później następuje wielki wybuch i pustoszy przestrzeń. Mam nadzieję, że nie jestem cichym wulkanem, który w każdej chwili może wybuchnąć. A jak już mogłabym wybuchnąć to wiedzą i to w czasie matur. 
Pewna myśl, którą mi podsunął ktoś bardzo mądry, znów powraca, bo jest wciąż aktualna: Zrób wszystko co w twojej mocy. Resztę zostaw Bogu.  Taki właśnie mam plan.
Obserwuję naszego szkolnego kasztanowca. Wchodząc i schodząc z trzeciego piętra przypatruję mu się dokładnie. I z niepokojem stwierdzam, że ma już pączki. Następnego dnia widzę, że wychodzą listki. A w wyobraźni mam go już całego w kwitnącej okazałości. A to oznacza tylko jedno. 
Ale dosyć o tym przykrym temacie. Zauważyłam kilka dziwnych prawidłowości. Kiedy jest czas najbardziej wytężonej pracy, przychodzą najbardziej kreatywne pomysły. Kiedy chce się pójść wcześniej spać, zasypia się jak zwykle późno, a najlepszy sen jest wtedy, kiedy trzeba wstawać. To tak na marginesie.

Czy to możliwe, że trafiłam na właściwą wakacyjną rodzinę? Czy naprawdę było 350 chętnych, a wybierają mnie? Czy to możliwe, że spędzę tam 4 miesiące? Nie ma przypadków. To wiem. Ale chciałabym się przypadkowo dostać oprócz tego gdzieś na studia. Wiem, że za dużo chcę...  
*
– Czy nie mógłby pan mnie poinformować, którędy powinnam pójść? – mówiła dalej.

– To zależy w dużej mierze od tego, dokąd pragnęłabyś zajść – odparł Pan Gąsienica.

– Właściwie wszystko mi jedno.

– W takim razie również wszystko jedno, którędy pójdziesz.
– Chciałabym tylko dostać się dokądś – dodała Alicja w formie wyjaśnienia.

– Ach, na pewno tam się dostaniesz, jeśli tylko będziesz szła dość długo.


Alicja w Krainie Czarów- Lewis Carroll




Nie jestem jak Alicja. Nie chcę iść dokądś

niedziela, 4 kwietnia 2010

63. Zmartwychwstaniemy!

Panie Jezu. Nie bardzo umiem wyrazić swoją radość z Twojego zmartwychwstania, bo to dla mnie sprawa zbyt poważna. Przez nie dałeś mi nadzieję, która może i pozwoliłaby mi tańczyć z radości, gdybym umiała do takich istotnych dla mnie spraw podchodzić tak lekko. Ale tak naprawdę nie ma dla mnie radości większej nad myśl, że moje i moich bliskich życie nigdy się nie skończy; że najpierw jako istota duchowa, a kiedyś znów cała, z ciałem i duszą, będę mogła żyć przez całą wieczność. W świecie, o którym moja wiara nie mówi mi zbyt wiele, ale który na pewno nie będzie przeraźliwy jak wizje pisarzy science fiction. Wszak Ty znasz piękno tego świata, więc wieczność musi być jeszcze piękniejsza. Dziękuję Ci za to z całego serca.