To był niesamowity czas spędzony w tak pięknym mieście. Czas z aparatem i własnymi myślami. Bez małego brzdąca. Cztery dni wakacji u ludzi, którzy z całego serca chcieli mi uchylić nieba. I zdecydowanie im się to udało już od pierwszych chwil. Wszystko przebiegło według planu. Ostatnia noc była bardzo krótka, jednak planowo wstałam rano, zostawiłam na przystanku Julię i jej mamę i odjechałam w nieznane. Julia płakała, ale myślę, że raczej z powodu tego, że nie może pojechać autobusem, niż że ja odchodzę, fakt faktem było nieco dramatycznie. W dodatku po drodze towarzyszyła mi dziewczyna z mediateki, która jest klonem filmowej Amelii. Dojechałam do Toulonu ok 9.00. Szybko znalazłam wcześniejszy pociąg do Nicei, kupiłam bilet i wysłałam wiadomość do Cecile, że spotkamy się wcześniej na dworcu. Pierwszy raz jechałam TGV i nie wiem, może na tym odcinku nie rozpędzał się do 300 km/h, albo byłam tak zauroczona krajobrazami, że tego nie poczułam. Na dworcu usłyszałam urocze: dzień dobry i ruszyłyśmy z Cecile do ich domu. Liczyłam na miejsce na kanapie, a otrzymałam o wiele więcej! Własny pokój, łóżko, dostęp do łazienki, wyżywienie, a nawet atrakcje! Z tą rodziną miałam więcej szczęścia niż mogłoby się wydawać. Cecile ma polskie korzenie, stąd ta bardzo dobra znajomość polskiego, pracuje w sklepie jubilerskim w Monaco, Julien pochodzi z Korsyki i jest biologiem, zajmuje się zwalczaniem raka, ale pasjonuje się sztuką, cały dom pełen jest jego obrazów i rzeźb (przepiękne są!), w dodatku lubi gotować, o czym przekonałam się tuż po przybyciu. Po szybkim lunchu zebraliśmy rzeczy i pojechaliśmy kilka kilometrów dalej na plażę w okolice Monaco. Przepiękne widoki, przejrzysta, orzeźwiająca woda, niespodziewanie wysokie fale (które zmoczyły mi całe ubranie w trakcie kilkusekundowej ewakuacji), słońce i beztroskie popołudnie. Myślałam, że to wystarczająco piękny wstęp jak na pierwszy dzień. Jednak Cecile zaproponowała mi wyjazd z nimi w góry na noc. "Są tam góry, całe niebo pełne gwiazd, kościółek w oddali i owce, nikogo więcej". Chyba lepszej reklamy nie mogła zrobić. Chociaż couchsurfing polega na udostępnianiu miejsca do noclegu, ta pierwsza noc była dosyć nietypowa. Już godzinę drogi od Nicei znajdowaliśmy się 1120 m n.p.m. Jedynie zdjęcia będą w stanie oddać urok tego miejsca. Było dokładnie to o czym mówiła Cecile. Tysiące gwiazd, kilka spadających, mały kościółek i owce, których beczenie i dzwonki na szyi obudziły mnie na wschód słońca. Niesamowite przeżycie. Teraz stwierdzam, że czasami dobrze jest się tak przytulić do ziemi i poczuć jej rytm. Wsłuchać się w melodię gór i pobyć sam na sam na przełomie dnia i nocy.
Zatoka pod Monaco, gdzie przyjechaliśmy na plażę.
Wydawało mi się, że każdy dom w tej miejscowości to dzieło sztuki. W dodatku te sufity!
Julien przygotowujący nasze "pokoje".
Nicea nocą.
Poranek w Nicei
Moje ulubione połączenie porannych kolorów.
Owca, która patrzy mi się w oczy powiedziała swoim rodzicom, którzy stoją za nią, że jakaś czarna skrzynka próbuje do nich strzelać.
Więc uciekły.
ale wspaniała przygoda :):)
OdpowiedzUsuńaż mi się miło zrobiło czytając tą notkę :)
Ładnie piszesz. Miło się czyta.
OdpowiedzUsuńGratuluje udanego wypadu.
Mam nadzieje, że następna rodzinka do której trafisz jako au pair będzie miała mniej wkurzającego dzieciaka. ;) A przede wszystkim takiego który nie gryzie. :)
Za niecałe 2 tygodnie będę podziwiać te same krajobrazy. Wybieram się ze znajomymi m.in nad Lazurowe Wybrzeże (Nicea, Monako, St. Tropez...) i też zamierzamy skorzystać z CS.
Miłego wieczoru.
Magda
Pozwolisz, że zapytam:
OdpowiedzUsuńJak się tworzy "oficjalne prośby o kanapę"?
Magda
Tzn. jak zapytać czy ktoś chciałby Cie przenocować? Ja opisałam w skrócie swoją sytuację, że potrzebuję noclegu w Nicei na 3 noce bo coś tam coś tam i czy nie mieliby wolnej kanapy w tym okresie. Jakiś oficjalnych listów chyba nie trzeba pisać, w końcu oni się tam pokazują i liczą się z tym, że ktoś do nich napisze, w końcu proponują miejsce :)
OdpowiedzUsuń