niedziela, 13 marca 2011

The safest place.

Pracuję już od tygodnia. Polubiłam dzieci. Rodzice też są w porządku. Minęły już obawy, że nie dam sobie rady. Wszystko idzie o wiele łatwiej kiedy dzieci wieszają ci się na szyję, wskakują na plecy i płaczą kiedy już musisz iść. Teraz widzę, że tak też się da. To sama przyjemność. Nie wiem z jakiego powodu od razu się polubiliśmy. Z jakiego powodu od razu mi zaufały. Ale cieszę się z tego. Pewnie po jakimś czasie może być ciężko. W kółko to samo. Codziennie 5h. Jednak wiem, że ktoś na mnie czeka. I taka praca nie jest męczarnią. Wręcz dobrym oderwaniem się od tego nieustannego biegu. Spacery do parku, malowanie, rysowanie, lepienie, pieczenie, słuchanie muzyki, tańczenie, balet. Nie za dużo na tym skorzystam? 

Projekt na CI jest zabawą. Ćwiczeniem kreatywności. Najgorzej jest mi się przełamać z wymyśleniem reklamy papierosów. Już lepiej mi idzie opracowanie nie kosztującej nic kampanii reklamowej dla Galerii Dominikańskiej, czy wymyślanie w jaki sposób sprzedać eskimosom wentylatory stołowe.

Mam już odpowiednią doniczkę. Za miesiąc sadzę lawendę. Kiedyś założę całą plantację. Albo przynajmniej kilka rzędów krzaczków. 

 

3 komentarze:

  1. Lawenda. hmm... Zapachniało Francją. Nicea...

    OdpowiedzUsuń
  2. Prowansja. To jest miłość od pierwszego wejrzenia. A lawenda jest jej namiastką. Dlatego chciałabym ją mieć zawsze ze sobą :)

    OdpowiedzUsuń