wtorek, 30 listopada 2010

*

W piątek doczekałam się telefonu od mamy Matyldy. Stawiłam się w niedzielę o wyznaczonej godzinie i zostałam poinstruowana przez tatę- Francuza czy mała jadła, kiedy ma iść spać, co zrobić, kiedy zrobi nam się chłodno. Dla urozmaicenia wszystko było po francusku. Dobrze, że lepiej rozumiem niż mówię, dlatego z szczerym uśmiechem na twarzy mogłam kiwać potakująco głową i mówić: oui, ca va itp.  Tym razem przyszłam do nich wcześniej, więc miałyśmy więcej czasu na zabawę. Porysowałyśmy, zrobiłyśmy dla siebie papierowe bransoletki (z różnymi kształtami, pokolorowane na wszystkie kolory tęczy), później na dywanie grałyśmy w memo i taką fajną grę w budowanie wieży z klocków wg wybranego schematu. Na koniec mała chciała się bawić w swoim domku dla kotów, kotami i innymi stworami. Udało mi się pokierować tak zabawą, żeby skończyć o odpowiedniej godzinie i przygotowywać się do spania. Niestety mała była wyjątkowo pobudzona i długo trwało zanim zasnęła. W końcu nie dopytałam, czy mam przy niej być aż zaśnie, czy zostawić po przeczytaniu kilku rozdziałów "Mikołajka", żeby sama zasnęła. Z jej rodzicami umawiałam się do 22.00. Wybiła 22.20 i postanowiłam się z nimi skontaktować. Sms do jej mamy. Cisza, ma wyłączony telefon. Więc konstruuję, chyba przez 15 min poprawnego smsa po francusku do jej taty. A ten ciach: odpisuje mi po polsku. W ostateczności wrócili o 0.00. Dla mnie to nawet lepiej, ale niestety całe mieszkanie, w którym obecnie mieszkam jest postawione na nogi, bo jak to, młoda jeszcze nie wróciła, że skoro młoda to na pewno ją napadną (przecież napadają młodych, a nie starszych...). Zakłopotanie i niezręczność, a to w końcu moja praca, chcę być chociaż w odrobinie niezależna. I nie potrzebuję eskorty. Chyba, że pod ramionami opiekuńczego mężczyzny, jeżeli w ogóle będzie miał szansę się przebić przez płaszcz nadopiekuńczości. 
Na studiach umawiamy się już z wykładowcami na egzaminy i zaliczenia. Pierwsze już za 3 tygodnie. Ale to dobrze. Im wcześniej tym lepiej. 
Dzisiaj spędziłam 11h na uczelni. Tak, to są studia stacjonarne, ale z tym wtorkiem to przesadzili. Wyszłam i było ciemno, wracam, a jest jeszcze ciemniej. 
Niesamowita sytuacja. Poznałam w Moście chłopaka, który pomagał dwa lata temu tworzyć grafikę do kalendarza adwentowego, którego produkcją dowodziłam. Nigdy się nie widzieliśmy, ale pracowaliśmy nad tym samym projektem. Teraz ma pomysł, żeby stworzyć coś podobnego. Jestem bardzo chętna! 
***
gorące pocałunki płatków śniegu spadają nam na twarz.

czwartek, 25 listopada 2010

(nie)odpowiedzialność.

To smutne, że często nie bierzemy odpowiedzialności za to co mówimy. A przecież my również jesteśmy odpowiedzialni za to jakie uczucia budzimy w innych. Przykład? Samotna dziewczyna, potrzebująca ciepła, bliskości, odrobiny czułości zostaje zaczepiona przez chłopaka, który bardzo  ją denerwuje przez zaczepne docinki, dziwne komentarze. Olewa chłopaka. Pewnego dnia schodzi po schodach i mija go obojętnie, a on ją woła: "- zgubiłaś coś!", odwraca się, rozgląda i mówi: "- co takiego?", a on na to: "- uśmiech!". Tandetny podryw, ale momentalnie wywołuje uśmiech na twarzy. Niepoważne! Zaczyna o nim myśleć, w końcu po coś zwrócił jej uwagę. W sumie nie jest wcale taki zły. A jakie ma oczy! Można w nich utonąć. Wychodzą wieczorem na spacer i chłopak zaczyna nawet poważnie rozmawiać. Pokazuje się z drugiej strony. Już nie dusza towarzystwa, najgłośniejszy i najbardziej intrygujący, ale spokojny, owszem zabawny, ale rzeczowy. Co z tego, że opowiada jej o swoim życiu, wymieniają się doświadczeniami i poglądami na różne tematy. I co z tego, skoro się rozjeżdżają i ledwo istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że się kiedyś spotkają. Z jednej strony ok, fajne doświadczenie, kolejna ciekawa osoba spotkana w życiu, ale ta nadzieja, która zaczęła wzrastać w sercu tej dziewczyny, zwiędnie i doprowadzi do jeszcze większej nieufności. 
Następnie rozmawia z grupą nowych znajomych. Kolega obok przynosi pierniczki. Dla siebie i dla niej. Podaje jej serce. Po co serce? Nie było innych kształtów? Po co serce, skoro ledwo się znają. Może nie przywiązał uwagi do kształtu. Po co...
Inny przykład. "- W czwartek jest kurs tańca, przyjdziesz?",  "- Nie wiem, a dlaczego pytasz?",  "- A tak pytam, bo ja się wybieram..." W sumie chętnie by poszła, gdyby naprawdę chciał, żeby poszła i naprawdę by ją zaprosił.
Kolejny. "- Wybierasz się z NAMI na imprezę andrzejkową o tej i o tej?" Chętnie by się z NIM wybrała, gdyby był bardziej odważny i nie udawał, że się nią nie interesuje. 
Oczywiście skąd chłopak może wiedzieć, że ma do czynienia z tak złamanym sercem, które potrzebuje mocnego balsamu łączącego wszystkie jego kawałki. Idąc za pewnym sloganem mającym na celu wyprowadzić panów z niewiedzy: "Tak, lubię komplementy, lubię dostawać kwiaty i chcę żebyś się domyślał", chodzi o większą pewność siebie, większe zdecydowanie lub odpuszczenie. Wiadomo nie każda znajomość powinna się skończyć przed ołtarzem, ale warto uwzględnić to, że w tym wieku niektóre dziewczyny o tym myślą. Kolejna rzecz. Czasami może nas trafić piorun. Spotkamy w tramwaju dawnego znajomego. O, wyprzystojniał i w sumie nieźle się z nim rozmawia. Później jeszcze raz i jeszcze. Wszystko przez przypadek. A ten przypadek dla dziewczyny jest jak przeznaczenie. Tylko czeka na: "- A może umówimy się w innym miejscu?". I po tej myśli już się nie spotykają przypadkowo w tramwaju.
Ta nadzieja zabija. Wznosi na chwilę serce ku górze, a później z jeszcze większym hukiem je wypuszcza. Spada i znów kruszy się na kawałki. Jest zbyt naiwna. Może głupia. Ale cholernie samotna. Może tak ma być. Ale jedno jest pewne. Nie można być tak nieodpowiedzialnym.

wtorek, 23 listopada 2010

uchwycona szansa.

Dostałam szansę. Wiele pytań otrzymało odpowiedzi. Pogląd po ostatnich doświadczeniach w opiekowaniu się dziećmi zmienił się o 180 stopni. Pozytywnie! Dziewczynka czekała na mnie w drzwiach, rzuciła mi się na szyje (nie wiem jak udało jej się na nią wskoczyć) i wydaje mi się, że od razu się polubiłyśmy. Zresztą dużo mówiła jak cieszy się, że ma nową opiekunkę i chce żebym często do niej przychodziła. Rozbroił mnie tekst, kiedy zapytała: "To w której ty jesteś klasie na tych studiach?", mówię: "w pierwszej", na to ona: "O! to długo ze mną będziesz!" :) Pobawiłyśmy się i później bez problemów położyłam ją spać. Co prawda po przeczytaniu czterech rozdziałów "Mikołajka" chciała zadawać jeszcze milion pytań. Jakie mam szczęście! Od razu poczułam się potrzebna. Teraz czekam na telefon od nich, kiedy znowu szykuje się jakieś popołudnie lub wieczór (a nawet noc, bo ostatnio wyszłam z ich domu ok. 2:30 i wracałam samochodem we mgle- niezapomniane przeżycia). Jej mama jest trochę dziwna. To, że nie chciała się spotkać wcześniej i zostawia mnie od razu z małą na tak długo, nie pozwala sądzić mojej mamie, że jest odpowiedzialna. Dziwnie. Rozmawiała ze mną, jakbyśmy się znały już od dawna. Pokazała mi mieszkanie, opowiedziała kilka rzeczy, kiedy mam położyć małą spać, gdzie co jest, żeby zrobić jej kakao, o której wróci, a o reszte sama pytałam. Mówiła, że będziemy w kontakcie, że będzie mnie potrzebowała popołudniami kiedy pracuje w teatrze i nie ma kto zaprowadzić i poczekać z małą na balecie. Więc czekam na telefon. Tato- Francuz zachowuje dystans. Zapytał mnie o numer telefonu więc mu podyktowałam po francusku. A co! 
Kolejny raz podjęłam ryzyko i mi się udało. Zobaczymy co będzie dalej, ale jestem dobrej myśli.

piątek, 19 listopada 2010

niania dostała pracę.

Zgłosiłam się do rodziny polsko-francuskiej z 6-letnią dziewczynką. Opieka popołudniami i wieczorami, czasami również weekendy. Dobrze, żeby niania mówiła po francusku. I bach! Odpisali mi! Rozmawiałam z nimi przez telefon i jutro (w sobotę) mam się stawić na pierwsze spotkanie i pierwszą już opiekę nad dziewczynką. Dziwne. Mogliśmy się wcześniej spotkać, żeby wszystko omówić. Ludzie są odważni. Moja mama już panikuje, że co to za ludzie, ona by nie wpuściła  obcego człowieka do pilnowania dziecka, nie rozmawiając z nim wcześniej itd. No jasne, a jak pójdę na rozmowę kwalifikacyjną do restauracji to też się pewnie okaże, że to jest dom publiczny, bo szukałam pracy przez internet. Oczywiście trzeba być ostrożnym, ale z głową. Sama też mam dużo obaw. Co prawda znacznie mniej niż przed wyjazdem do Francji, ale jednak. Czy mnie polubi, czy oni będą w porządku. Czy będą wymagali lepszego francuskiego, czy znajdę kontakt z tą dziewczynką. O której idzie spać i czy w ogóle będzie chciała zasnąć. (Czy będzie mnie gryźć... nie nie, myślę, że to już nie ten wiek). Już jutro znajdę odpowiedź na część z tych pytań. Trzymajcie kciuki!

poniedziałek, 8 listopada 2010

do pracy by się...

Ostatnio grupa strasznie narzekała na to, że zadawane teksty do zrealizowania w naszej mini-redakcji są takie bezbarwne, bo nie mamy określonego tematu i zmienia się co tydzień tylko coraz większa ilość znaków do użycia. Dlatego w tym tygodniu została zaspokojona nasza chęć podjęcia się materiału nieco poważniejszego i dostaliśmy zadanie: napisanie tekstu informacyjnego z obchodów Święta Niepodległości w naszej miejscowości. No bomba! To nic, że wyjeżdżam w środę wieczorem i nie będzie mnie do niedzieli. Bez komputera i internetu. I nie zapowiada się, żebym uczestniczyła w jakichkolwiek uroczystościach. A deadline jest do piątku w południe. Cóż. Niewykonalne będzie musiało być znowu wykonalne. Kontakty idą w ruch i tak czy siak napiszę.
Pochłodniało. Zrobiło się wilgotno. Padają nam na włosy i płaszcze srebrne perełki. Dobrze, że można znaleźć w okolicy odrobinę ciepła. Spotkałam się dzisiaj z koleżanką ze studiów. Od razu zwróciła moją uwagę- była wyższa ode mnie. Oprócz tego mieszkamy obok siebie i jeździmy razem tramwajem. Spotkałyśmy się na chwile w klimatycznej czekoladziarni. Kasia miała mi opowiedzieć o rozmowach kwalifikacyjnych, cv, listach motywacyjny itd. Dawno nie spotkałam takiej osoby, z którą mogłam pływać na wszystkie możliwe tematy. Niezależnie od tego, że tydzień mi się dziwnie skrócił pozytywnie na to patrzę. Myślę, że jeszcze niejedno przegadane popołudnie przed nami. 
Przejęłam dowództwo nad klubem filmowym. Praktykant-zagajacz na swojej pozycji. Będzie ciekawie. Szukam pracy. Z nianią raczej nic nie wypali, dlatego rozglądam się za kawiarnią, kinem, restauracją. Udało mi się dołączyć na zajęcia z francuskiego organizowane przez ludzi z uczelni. Chyba jednak to jest mój język, nie angielski. Myślę o przyszłych wakacjach, myślę o pracy. Widziałam ofertę (tylko WIDZIAŁAM!) au pair w Dubaju. Haha! Miałam niezły ubaw jak opowiadałam o tym rodzicom i widziałam ich wielkie oczy. Czy ja muszę powtarzać, że tylko zaglądnęłam tam z ciekawości i nie myślałam o tym poważnie? Ale tak serio, to nie wiem jak popatrzą na mój ewentualnie ponowny wyjazd za granicę. Tym razem samodzielny. Zresztą nie wiem co będzie. Do wakacji jeszcze bardzo daleko.
Mała Potomka już nie jest taka mała. Uwielbiam jej naukę mówienia. Rozmawiam z nią czasami przez telefon. Mogę sobie wyobrazić jakie robi wielkie oczy, kiedy mnie słyszy i kiedy macha rączką kiedy mówi mi "papa". I kiedy daje buziaka, kiedy mówi "kocha". Słodka jest!
Czekają mnie bardzo intensywne dni pracy, a później odizolowania się od spraw przyziemnych. Dlatego zbieram siły, żeby przetrwać wszystkie wyzwania. 

autoportrety majowe.
Posłuchaj, jak mi prędko bije twoje serce. Szymborska.

piątek, 5 listopada 2010

szukam.

Szukam Cię w tłumie ludzi. Z nadzieją wypatruję wśród pasażerów w tramwaju. 
Szukam Cię w odbiciu szyby. Może spotkają się w końcu nasze oczy.
Szukam Cię w lesie. Liczę, że wśród jesiennych kolorów spotkają się nasze drogi.
Myślę, że gdzieś tam jesteś i też mnie szukasz. Nie mogę znieść myśli, że może Ci być tak smutno  jak mi, kiedy spędzasz samotnie wieczór. 
Czekam, kiedy złapiesz mnie za rękę i ogrzejesz ją w mroźne popołudnie. 
Często myślę o Tobie, chociaż nie wiem jak masz na imię. Wiem, że gdzieś jesteś.