W piątek doczekałam się telefonu od mamy Matyldy. Stawiłam się w niedzielę o wyznaczonej godzinie i zostałam poinstruowana przez tatę- Francuza czy mała jadła, kiedy ma iść spać, co zrobić, kiedy zrobi nam się chłodno. Dla urozmaicenia wszystko było po francusku. Dobrze, że lepiej rozumiem niż mówię, dlatego z szczerym uśmiechem na twarzy mogłam kiwać potakująco głową i mówić: oui, ca va itp. Tym razem przyszłam do nich wcześniej, więc miałyśmy więcej czasu na zabawę. Porysowałyśmy, zrobiłyśmy dla siebie papierowe bransoletki (z różnymi kształtami, pokolorowane na wszystkie kolory tęczy), później na dywanie grałyśmy w memo i taką fajną grę w budowanie wieży z klocków wg wybranego schematu. Na koniec mała chciała się bawić w swoim domku dla kotów, kotami i innymi stworami. Udało mi się pokierować tak zabawą, żeby skończyć o odpowiedniej godzinie i przygotowywać się do spania. Niestety mała była wyjątkowo pobudzona i długo trwało zanim zasnęła. W końcu nie dopytałam, czy mam przy niej być aż zaśnie, czy zostawić po przeczytaniu kilku rozdziałów "Mikołajka", żeby sama zasnęła. Z jej rodzicami umawiałam się do 22.00. Wybiła 22.20 i postanowiłam się z nimi skontaktować. Sms do jej mamy. Cisza, ma wyłączony telefon. Więc konstruuję, chyba przez 15 min poprawnego smsa po francusku do jej taty. A ten ciach: odpisuje mi po polsku. W ostateczności wrócili o 0.00. Dla mnie to nawet lepiej, ale niestety całe mieszkanie, w którym obecnie mieszkam jest postawione na nogi, bo jak to, młoda jeszcze nie wróciła, że skoro młoda to na pewno ją napadną (przecież napadają młodych, a nie starszych...). Zakłopotanie i niezręczność, a to w końcu moja praca, chcę być chociaż w odrobinie niezależna. I nie potrzebuję eskorty. Chyba, że pod ramionami opiekuńczego mężczyzny, jeżeli w ogóle będzie miał szansę się przebić przez płaszcz nadopiekuńczości.
Na studiach umawiamy się już z wykładowcami na egzaminy i zaliczenia. Pierwsze już za 3 tygodnie. Ale to dobrze. Im wcześniej tym lepiej.
Dzisiaj spędziłam 11h na uczelni. Tak, to są studia stacjonarne, ale z tym wtorkiem to przesadzili. Wyszłam i było ciemno, wracam, a jest jeszcze ciemniej.
Niesamowita sytuacja. Poznałam w Moście chłopaka, który pomagał dwa lata temu tworzyć grafikę do kalendarza adwentowego, którego produkcją dowodziłam. Nigdy się nie widzieliśmy, ale pracowaliśmy nad tym samym projektem. Teraz ma pomysł, żeby stworzyć coś podobnego. Jestem bardzo chętna!
***
gorące pocałunki płatków śniegu spadają nam na twarz.