Chyba z tym zmaga się każda au pair. Dni pracy są ładne, wręcz idealne do odpoczynku, a jak przychodzi czas na wolny dzień to pogoda się sypie. W końcu mogłam wstać później. Myślałam, że cały dzień będzie taki szary i deszczowy. Ale na szczęście nie było tak źle, ten porywisty wiatr nie był na szczęście zimny i przegonił chmury, tak że spokojnie po Mszy mogłam sobie odpocząć na plaży. A raczej na kamienistym falochronie:
Jak na złość w dniu kiedy mam wolne, mała złośnica była taką przylepą! Już rano przy śniadaniu wspięła mi się na kolana, a po południu nie można jej było zabrać z mojego pokoju i ławki przed wejściem do "mojego domku". Przed chwilą nawet zrobiłam jej zdjęcie jak stoi w moich butach i trzyma moją opaske. Niestety jest zbyt skąpo ubrana, by publikować ten niecodzienny obrazek. Zobaczymy jak będzie się zachowywać w tygodniu. Ale nie wiem skąd przychodzi mi nagle zdrowe myślenie i wiem, że to tylko dwulatka, nie dam się jej, w dodatku dopiero uczy się żyć, nie umie panować nad emocjami, a jej fochy i kaprysy, płacz to nie moja wina! Może wytrzymam? :)