Sesja zbliża się wielkimi krokami. Tak wielkimi, że już teraz ogarnia mnie niepokój na samą myśl o niej. Niepokojące staje się to przez perspektywę braku czasu na naukę. Tymi myślami podzieliłam się z moimi pracodawcami. Rozmawiamy ze sobą szczerze, gramy czysto. Oni od razu mi mówią, kiedy mnie bardziej potrzebują, bo ojciec dzieci wyjeżdża w delegację i sami też chcą wiedzieć, co u mnie, jak daję radę. Dlatego nie owijam w bawełnę i mówię, że jest mi ciężko, a sesja za pasem. Planuję też zdawać na drugi kierunek. Po nocy namysłu rozmawiamy. Nie chcą mnie zwolnić. Wręcz przeciwnie! Chcą, żebym pracowała kiedy tylko mogę. Zgodzą się na ugodę, że w czasie sesji będę przychodzić tylko na dwie godziny dziennie. Ale patrząc na dalsze plany rozstania w okolicach września/października, uważają, że nasz wspólny wyjazd na Majorkę mógłby źle wpłynąć na mnie i dzieci. Za bardzo byśmy się zżyli, a oni chcą im tego oszczędzić. Dlatego odwołują nasz wspólny wyjazd. Przepraszają za to setki razy. Mówią, że to tylko ze względu na dzieci. Że jest im przykro. Chyba bardziej niż mi.
Ale bawię się z dziećmi dalej. Będę z nimi cały lipiec i cały wrzesień. Sierpień wolny. A od października nie wiadomo. Poprosili mnie tylko o to, żeby w przyszłości rozstanie nie było takie gwałtowne. Żebyśmy utrzymywali kontakt. Żebym przychodziła chociaż raz w tygodniu do dzieci, bo nie zrozumieją dlaczego ciocia nie przychodzi, dlaczego jej jeszcze nie ma? Kochane są. Nie wiedziałam, że to może być takie trudne. Ja też je pokochałam. Już teraz robi się smutno, ale przecież jeszcze tyle czasu przed nami.
Jednak praca opiekunki ma inną specyfikę. Nie jest to oczywiście moje odkrycie roku, ale teraz jeszcze bardziej to zauważam. Trafiłam na tak wspaniałych ludzi, którzy każdemu dają szansę. Niepotrzebne były moje obawy, że dzieci mnie nie zaakceptują. To tak naprawdę one mnie wybrały. Nie porównam tej pracy do innej. Jest jedyna w swoim rodzaju. Nie można z niej odejść z dnia na dzień. Oprócz zwyczajnej "umowy z pracodawcą", nawiązują się relacje z innym pracodawcą, który dopiero uczy się żyć, który przywiązuje się do ciebie, a ty do niego.
Porównuję ją jedynie do doświadczeń sprzed roku. Tak, dokładnie rok temu przyleciałam do Nicei, dojechałam do Cavalaire, by przeżyć małą szkołę życia, spełnić marzenia, usamodzielnić się, wyryć w pamięci setki wspomnień. Do dziś mam wrażenie jakby to było wczoraj. Długo musiałam się pozbywać koszmarnych snów z zębami dziecka na mojej szyi w roli głównej. Jednak z czasem zaczynają przypominać się częściej tylko te dobre i przyjemne chwile. Teraz dzięki tej pracy widzę jeszcze wyraźniej to co mogło spowodować taki, a nie inny zwrot akcji bycia au-pair we Francji. Na wyszukiwarce rodzin wakacyjnych pojawili się ponownie. Tak, czasami tam zaglądam z czystej ciekawości. Teraz po kolei, dzień po dniu będę sobie przypominać każdy dzień, emocje, widoki, myśli.
