Chociaż kalendarzowa wiosna przyjdzie dopiero za 20 dni, moja już przyszła. Przebiła się przez grubą warstwę lodu już na początku lutego, a może nawet wcześniej. Roziskrzyła świat dookoła. Przyszła w szczerym uśmiechu, delikatnych i ciepłych dłoniach. W prawdzie ust i czystym sercu. Zaskoczyła mnie, chociaż na nią czekałam. Jak czekałam, skoro zaskoczyła?
poniedziałek, 28 lutego 2011
sobota, 12 lutego 2011
Dlaczego tak jest, że im wyżej się wznosimy, to z większym impetem spadamy? To zwykłe przyciąganie ziemskie, prawa ciążenia. Najpierw niebiańska rozkosz, a po chwili ból i gorzki smak dna. Wahania. Raz różowe okulary, innym razem szara rzeczywistość. A może inaczej? Może różowa rzeczywistość, a innym razem czarno białe okulary? Czy lepiej nie narażać siebie na niebezpieczne "wahnięcia", nie spadać z góry, ale również na nią nie wchodzić, a tym samym być ciągle na tym samym poziomie? Myślę, że jednak bardziej rozwijające jest ciągłe wspinanie się ku górze. Podnoszenie się z dna. Z czasem można stać się odpornym, można się nauczyć jak przetrwać. Widzi się wtedy życie we wszystkich barwach, a nie tylko szarościach.
Sesja kończy się we wtorek już ostatecznie. Mocno podwinęła się noga. Czułam jakbym biegnąc bardzo szybko zaryła twarzą o beton. Jak to możliwe? Dlaczego socjologia? Wszystkiego innego bardziej się spodziewałam, ale nie tego. Ale nie ma co dramatyzować. Notatki, kserówki i podręcznik w garść i po kłopocie.
Zabrałam się w końcu za spełnianie planu wakacyjnego dotyczącego napisania reportażu o operkach. Kopniakiem było nieuchronnie zbliżające się zaliczenie z warsztatu dziennikarskiego. Więc piszę. Jak skończę to może ujrzą to nie tylko oczy mojego wykładowcy. Zobaczę.
Odżywianie się powietrzem nie jest najlepszą opcją. Ale co poradzić? Powróciła sytuacja sprzed matury. Wtedy najlepszą kuracją był wyjazd do Francji, tęsknota i nuda. Tutaj może w najbliższym czasie zapowiada się Francja, ale w nieco innym wydaniu. Nie pomoże mi to raczej w jedzeniu, ale opowiem o tym niedługo jak będą już konkrety.
Już na dobre odpuszczam sobie wyjazd wakacyjny au pair. Czasami wchodzę na stronę zobaczyć, czy moja wakacyjna rodzina ponownie zamierza skorzystać z programu i już się zalogowała. Ewentualnie przeglądam co może mnie ominąć. Częściej zaglądam na promocyjne loty gdziekolwiek. Liczę na to, że przestaną mi się w końcu śnić krótkie koszmarki z gryzącą Julią w roli głównej, a zastąpią je podróżnicze wojaże.
Ostatnio Kawa stwierdziła, że podoba jej się zmieniona Malaika. Bardziej otwarta, zaskakujące nowymi wiadomościami, zaznająca coraz to nowych doświadczeń. Co? Kurs tańca, czy to tango, walc, salsa. Ona i On? Jak to Ona? Już? Tak szybko? Tak nagle? Nie niespodziewanie. Nareszcie! Ostatnio zawsze wnioski nasuwają mi się jednakowe.
Marzenia się spełniają.
Autoportret zimowy. Nie depresyjny.
niedziela, 6 lutego 2011
wroclove.

Uwielbiam Wrocław nocą. Ostatnio odkrywam nowe zakamarki. Bajecznie pomalowane wnętrza. Puste uliczki pomiędzy kamienicami na rynku. To dziwne, że to wszystko dzieje się w tak napiętym czasie. Ale co lepszego można zrobić przed egzaminem z filozofii jak nie pójść na łyżwy w okolicach pergoli i Hali Stulecia? Wynik był nawet bardziej niż zadowalający. Jak dobrze pójdzie, to jutro ostatni egzamin z socjologii i można kontynuować realizowanie szalonych pomysłów.
Jak tu nie marzyć, skoro marzenia się spełniają. Stworzyłam nawet swoją małą "dream factory".
Najpiękniejszy bukiet imieninowy :)
czwartek, 3 lutego 2011
środa, 2 lutego 2011
inspirujące spotkania.
Kolejne spotkanie z kuzynką na początku roku. Czym tym razem zaowocuje? Jej plany pomaturalne są genialne i inspirujące! Wyjeżdża z koleżanką na dwa miesiące penetrować Azję. Tajlandia, Laos, Kambodża, Malezja. Prawdziwy kosmos! A ja czuję jakby siedział we mnie mały podróżnik, który tylko czeka na okazję, żeby spakować plecak i odlecieć w nieznane. A takie sytuacje sprawiają, że ów podróżnik rozpycha się łokciami w umyśle, żeby tylko go zauważyć i wyciągnąć na ziemię. Marzenie ponownie zaczęło wychodzić mi całkiem nieźle. Czekam na te krótkie chwile niemyślenia (ob)sesyjnego. Przenoszę się wtedy o kilkaset kilometrów stąd. Czuję przyjemny wiatr wolności. Czeka na mnie tyle przepięknych miejsc. Co ja jeszcze tu robię? Dostaję kolejne pocztówki. Tylko podsycają moje szalone pomysły.
Podgrzewana ławka. We Wrocławiu jest ich sześć. Całe szczęście, że jedną mam blisko siebie. Bardzo przyjemnie jest na niej siedzieć. Ma ok. 20°C.
Subskrybuj:
Posty (Atom)