Wyjechałam na ferie po feriach. Wszystko bardzo dobrze się złożyło. Narty po sezonie we Francji? Świetna propozycja. Miała to być inna alternatywa dla Paryża, do którego i tak zawsze można jeszcze pojechać. SuperDevoluy okazał się genialnym miejscem do przekrzywienia jeszcze czasu i złapaniu zimy za nogi. Dosłownie. Przyjechaliśmy na miejsce i wieczorem było +14 stopni i dowiedzieliśmy się, że na górze jest śnieg i możemy spać spokojnie. Pojeździmy i wyszalejemy się. Trochę nie chciało mi się wierzyć. Wszędzie było już zielono. Następnego dnia wybrałam spacer do małego miasteczka Saint Entienne en Devoluy, które znajduje się 4 km wijącą drogą w dół. W drodze powrotnej zaczął padać deszcz ze śniegiem. Moim największym sukcesem i powodem do radości było złapanie swojego pierwszego stopa! I to gdzie?! We Francji!
Następnego dnia już wybrałam się na stok, przekonać się na własne oczy, że gdzieś jeszcze jest śnieg.
Nie musieliśmy się już o niego martwić. Zastanawiałam się tylko dlaczego nie topnieje. Było momentami naprawdę gorąco. Warunki były idealne! Puste stoki, świetnie przygotowane trasy, dobra widoczność. Raj dla narciarzy i snowboardzistów.
Do tego raj dla oczu. Spoglądanie na świat z góry. Bycie ponad chmurami.
Domek w którym mieszkaliśmy. Wyjechaliśmy w 16 osób i zapłaciliśmy naprawdę małe pieniądze za taki dobry wyjazd.
Do Francji mogę jeździć zawsze. A jeżeli jeszcze wiem, że będę w miejscu oddalonym o ok. 150 km od Nicei, Marsylii; 60 km od pól lawendowych, jeziora Lac de Saint Croix - pakuję się w 5 sekund i z niecierpliwością czekam na moment przekroczenia granicy.
Croissanty na 2500 m n.p.m smakują jeszcze lepiej!
Pierwszy wiosenny bukiecik.